ZOSTAŃ W DOMU I GRAJ W SZACHY! (107), PSYCHOLOGIA I SZACHY

Anisz Giri – nepalsko–rosyjski szachista (matka jest Rosjanką a ojciec Nepalczykiem), reprezentant Holandii, ma niespełna 26 lat, tytuł arcymistrza uzyskał w 2009 r. (w wieku 13 lat), na 01.04.2020 r. jego ranking FIDE wynosi 2764 (10 miejsce na świeccie)

Oto fragmenty wywiadu z Aniszem Giri:

Anisz Giri – szachy to niezwykle psychologiczna gra

Porównywałeś wcześniej szachistów do sportowców. Postrzegasz królewską grę bardziej jako sport czy rozrywkę?

Anish Giri: W mojej opinii, na poziomie na którym jestem obecnie, szachy zdecydowanie są sportem, a siebie i moich przeciwników mogę śmiało określić sportowcami. Wszystko co robimy na co dzień, począwszy od najprostszych czynności, jest ukierunkowane na nasz rozwój jako sportowca. Jednak mimo tego na szachy można też spojrzeć inaczej, bardziej pod kątem kulturowym i społecznościowym, przez co niesprawiedliwe byłoby je nazywać „tylko” sportem.

Szachy są bardzo psychologiczną grą – czy zawodnicy starają się przejrzeć swoich przeciwników na wskroś?

Na najwyższym poziomie, psychologia odgrywa ogromną rolę. Aby grać w swoim najlepszym stylu, trzeba być w dobrym humorze. Z tego względu należy wyuczyć się odpowiednich trików, które pozwolą na utrzymanie dobrego samopoczucia niezależnie od ewentualnych negatywnych wydarzeń. Wszyscy chcą znaleźć jakąś małą przewagę. Bardzo ważna jest mowa ciała – przykładowo, w tenisie zawodnik doznaje widocznej kontuzji i po kilku miesiącach wraca do gry. W szachach ciężko powiedzieć o „kontuzjach”, ale mimo tego występują – chodzi tu o brak pewności siebie, psychologiczną załamkę. Widać to dobrze nawet wśród najlepszych.

Powiedz nam coś o psychologicznych gierkach, które mają miejsce.

Zawodnicy których znam są na tyle przyzwoici, że nie ma żadnych „brudnych” zagrań, ale z drugiej strony istnieje arsenał mniejszych czy większych zaczepek. Przytoczę kilka przykładów, np. są gracze którzy zabierają dużo miejsca przy szachownicy, dosłownie otaczając ją, co może niektórych wprawiać w zakłopotanie. Inne triki to częste wstawanie od stołu i/lub szybkie wykonywanie posunięć, co może oznaczać, że dany zawodnik czuje się bardzo pewnie albo podobne zachowanie w drugą stronę – patrzenie z niesmakiem na właśnie wykonany ruch, choć w rzeczywistości jest całkiem dobry. To tyle jeśli chodzi o ekspresję i mowę ciała, ale można jeszcze dodać chociażby różne zaczepki podczas konferencji.

Najbliżej tytułu Mistrza Świata byłeś grając w Turnieju Kandydatów w 2016 roku, podczas którego zasłynąłeś zremisowaniem wszystkich 14 partii. Opowiedz coś więcej o tym doświadczeniu.

Prawdopodobnie byłem bardzo nerwowy, jako że było to moje pierwsze takie doświadczenie. Zmarnowałem wiele szans do włączenia się do walki o końcowy triumf, ponieważ nie potrafiłem zrealizować przewag w poszczególnych partiach. Gdyby jednak udało mi się coś wygrać, to możliwe, że pojawiłaby się kolejna mentalna bariera – „mogę to wygrać!” – i nie wiem czy bym sobie z nią poradził. Według mnie, to nie podczas tego turnieju byłem najbliżej tytułu. Pewniejszy siebie czułem się podczas Pucharu Świata w Baku w 2015, kiedy to odpadłem w półfinale. Wygrywałem mecz za meczem i myślałem, że grając w takim stylu jestem w stanie zostać Mistrzem Świata. Obecnie ta myśl na zmianę odchodzi i wraca – pewność siebie to bardzo delikatna sprawa.

Od tamtej pory borykasz się z niekończącymi się żartami na temat remisowego stylu gry, choć często rozgrywasz bezkompromisowego partie. Czy jesteś tego świadomy?

Wtedy było to zabawne, ponieważ faktycznie miałem wiele szans i nie potrafiłem ich wykorzystać. Jednak teraz wielu ludzi nie wie nawet skąd wzięła się łatka takiego zawodnika, a wciąż komentują na Twitterze. To staje się frustrujące, gdy ktoś wypowiada się na temat o którym nie ma pojęcia, ale z drugiej strony taka opinia nie jest niczym ważnym. Pewnego dnia przeczytałem o Tigranie Petrosjanie (były mistrz świata), że był o krok od szachowej emerytury, ponieważ ludzie wytykali mu dużą ilość remisów. Teraz mówimy o nim jako „Żelazny Tigran”, choć niewiele brakowało, a odszedłby od królewskiej gry. Całe szczęście, że w jego czasach nie było Twittera, bo zrezygnowałby bardzo szybko!

 

                                                                       Opracował: Wojciech Kowalczuk

Loading