Prezentacja Sandry na „Dniach Gór”

Dobry wieczór, cześć wszystkim. Opowiem wam dzisiaj trochę o turystyce rodzinnej, jak aktywnie można spędzać czas razem. Mam na imię Sandra i od 11 już prawie lat należę do młodzieżowego koła turystycznego ,,To tu to tam”, a co za tym idzie, również do PTTK-u. Na wycieczki zawsze jeździła ze mną mama. Nawet zanim koło powstało jeździłyśmy co miesiąc gdzieś w góry, praktycznie odkąd nauczyłam się chodzić. Mama była przeszczęśliwa, że podzielam jej pasje do gór, bo mój tato zawsze wolał pojechać gdzieś nad wodę i po prostu posiedzieć, połowic ryby, tak to jest właśnie jego świat. Chodzeniem po górach mama zaraziła także swojego brata, który zawsze zabierał tez swoje dzieci na wypady górskie. Cieszyłam sie wtedy bardzo, bo nie chodziłam już z samą mama, ale również z kuzynostwem w moim wieku, a wtedy śmiechom nie było już końca. Tak byliśmy zajęci sobą, że nikt nigdy nie marudził i nie pytał: no ale daleko jeszcze? Rozumiecie więc, jak byliśmy szczęśliwi, gdy się okazało, że jest cała grupa dzieci, z którymi możemy chodzić po górach. I tak to się zaczęło.

Zawsze przyjemnością było dla mnie chodzenie po górach. Już na pierwszych wycieczkach poznałam ludzi, z którymi na wypady górskie wybieram się do dzisiaj. Bo rodzinna turystyka nie oznacza chodzenia tylko i wyłącznie ze swoją rodzina.

Na wycieczki ,,To Tu To Tam” jeździli zawsze również rodzice dzieci, którzy po kilku latach obserwowania jak rozwija się nasze koło i staje się rozpoznawalne w polsce, stwierdzili że też założą swoje, bo chcieli mieć juz swoją własną nazwę i przynależność i nie być nazywanymi „rodzicami koła Totutotam”. I tak powstały ,,Pszczoły i Trutnie”. Mieliśmy więc już całe rodziny w PTTKu. Gdy nowe osoby przychodziły do naszego koła, rodzice zaraz werbowali ich rodziców również do siebie. I tak ta nasza turystyczna, PTTKowska rodzina się rozrasta z roku na rok.

Chodzenie po górach nie wiąże się stricte z chodzeniem tylko ze swoją rodzina. Po to są te nasze koła, by chodzić z innymi. Bo wiadomo ze rodzice potrafią czasem mieć dość marudzenia swoich dzieci, a i odwrotnie dzieci maja dość ciągłego gadania rodziców. Dlatego tez na naszych wycieczkach kilkudniowych praktykujemy tzw”dzień osobno” podczas to którego rodzice wychodzą pierwsi, a my po nich, bądź obieramy różne trasy, by po prostu spotkac się na szczycie. Taki dzień odpoczynku od swoich naprawdę się przydaje haha. Tu mogą państwo zobaczyć nasze osobne wędrowanie w beskidach. Rodzice wyszli godzinę przed nami ze schroniska. Pokonywaliśmy te sama trasę, tylko w rożnym czasie. Rodzice stwierdzili ze zostawia nam wiadomość. no i wzięli patyki i napisali na drodze Zmęczeni? bo my nie! Jak to zobaczyliśmy nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. Dodało nam tez to duzo energii i motywacji, no bo jak to rodzice nie sa zmeczeni a my będziemy? zaraz ruszyliśmy w dalsza drogę i nawet prawie ich dogoniliśmy. To chyba jeden z najbardziej zapamiętanych przez nas dni z tego wyjazdu. W bieszczadach podobnie. tylko ze tym razem poszliśmy do Chatki Puchatka dwoma różnymi drogami, by spotkać sie na mecie. Każdy szedł sobie, ale jednak po to, by w końcu spotkać się i wrócić już razem.

No ale wiadomo ze nie zawsze jest możliwość żeby chodzić osobno, dlatego dobrze ze cieszymy się tak liczna grupa na wszystkich naszych wyjazdach i wcale nie musisz iść obok swojego rodzica, siostry, brata czy kuzyna. Idąc z innymi dorosłymi, rozmawiając z nimi, dowiadujesz się wielu ciekawych historii również z ich życia, dzięki czemu czas szybko mija. No bo kto nie chce posłuchać ciekawych przeżyć innych. Często działa to tez w druga stronę, dorośli pytają się o nas, jak nam idzie w szkole, jakie plany na weekend, wakacje, przyszłość. I tak jakoś mija nam czas na wspólnych rozmowach.

Wiadomo tez, ze często po prostu nie chce się już iść, bo daleko, bo gorąco, bo zimno, dlatego dobrze ze na ratunek wtedy przychodzą inni, którzy dodają nam sił. A czasem i na pomoc rodzicom, którzy już sami są zmęczeni zmęczeniem swoich dzieci. Wystarczy, ze podejdzie ktoś inny i zagada dziecko, zapyta o cokolwiek. i już się wszystkim przyjemniej idzie.

Pomimo czasem chodzenia różnymi drogami, zawsze tak samo, razem, cieszymy się ze zdobycia szczytu, nieważne czy to taki szczyt jak nosal, czy Giewont, zawsze jednakowo, bo udało nam się razem zdobyć kolejna górę.

ale turystyka rodzinna to nie tylko turystyka górska czy piesza, jeżdżąc na kaszuby zawsze praktykujemy również turystykę rowerowa czy kajakarska, a ostatnio nawet i żeglarstwo, gdyż cześć z nas zdobyła patenty żeglarskie, zawsze staramy się tak ułożyć plan by jednego dnia pojevhac na rowerach żeby pracowały nogi, a następnego dać im odpocząć i dać wycisk mięśniom w rękach na kajakach, chociaż zawsze jest przy tym tyle frajdy, ze bólu tak naprawdę żadnego nie czujemy.

To latem, a zima wybieramy się na biegówki, choć mogę powiedzieć z własnego doświadczenia ze potrafią sprawiać trudność, z górki wszyscy zjeżdżają z uśmiechem na twarzy.

a przez cały rok oprócz wędrówek górskich i pieszych uczestniczymy również w imprezach na orientacje, jak i sami je organizujemy. Drużyny są 2/3 osobowe wiec zawsze idziemy z kimś. rodzicem, rodzeństwem czy koleżanka, kolega. zawsze ta druga osoba inaczej spojrzy na mapę, może zauważy więcej w terenie i znajdziemy potrzebny punkt. i tak biegamy sobie wszyscy po tych lasach, i rodzice, i dzieci. I cieszymy się wygranymi. Zajmujemy pierwsze miejsce w Pucharze dolnegoslaska drużynowo, do czego przyczyniają się zarówno rodzice jak i dzieci, ale i w indywidualnym rankingu.

także jak państwo widzą turystyka rodzinna to coś więcej niż samo chodzenie ze swoją rodzina, to mnóstwo niezapomnianych wspomnień i wspaniałych przygód. cieszę się ze mogę być częścią tej naszej totutotam-owskiej, mdk-owskiej, PTTK – owskiej rodzinki.

Loading