Piórem Malowane 2015 – Ogólnopolski Konkurs Literacki
Do Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego” Piórem Malowane” pod hasłem ” EMOCJE” zostały zgłoszone teksty pisane prozą: ” Waniliowe krówki” Indii Bogusławskiej uczestniczki grupy teatralnej ” Pauza”, „Kamień” Michała Konarskiego z grupy teatralnej „Cedeen” oraz wiersz pt. ” Niepokój w spokoju” Julii Wabik uczestniczki grupy teatralnej” Pauza”.
W konkursie wzięło udział kilkuset uczestników w VII kategoriach wiekowych. Jury w składzie:
– Bolesław Brzozowski – wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, aktor Narodowego Starego Teatru w Krakowie,
– Jarosław Burgieł – poeta, muzyk, pedagog
– Andrzej Łazarz – artysta malarz, dyrektor MDK
– Maciej Naglicki – poeta, krytyk sztuki, pedagog
– Agata Rusin – animator kultury, instruktor teatralny
Jury między innymi wyróżniło prace uczestników Młodzieżowego Domu Kultury w Świdnicy: Indii Bogusławskiej, Michała Konarskiego.
A oto wyróżnione teksty literackie i wiersz:
Waniliowe krówki
Siedziałem kiedyś z zamyśloną i smutną głową w domu. Ot, jeden z tych dni ,które gdyby miały przypisane barwy byłby szaro-beżowy. I uświadomiłem sobie, że psychicznie nie mam żadnego celu. Fizycznie, siedząc-tym bardziej. Nagle, moje ciało szybciej niż kierownik zwany mózgiem poderwało się i wyznaczyło cel: sklep na naszym osiedlu. Nawet nie wiem czemu, było to po prostu coś o czym pomyślałem. Kolejność jak następuje: buty -kurtka –schody w dół -drzwi od klatki i ściana chłodnego, przejmującego powietrza zatrzymuje rozpędzonego mnie. Nie na długo. Rozbudzony spontaniczną decyzją o wyprawie do sklepu mechanicznie kreślę w głowie zarys drogi: wpierw Alejka Krzaczków i zakręt za rogiem. Ledwo, niczym goniony szarak wybiegam z alejki, z powrotem wpadam w krzaki, by ukryć się przed Nią. Moja Była Dziewczyna do której wciąż żywię uczucie, skrzętnie ukrywane , idzie ze swoim śnieżnobiałym pieskiem. Oby mnie nie wyczuł, przewijam w myślach gorączkowo gdy przechodzą koło krzaka w którym przyczajony, staram się uspokoić oddech.
Pies obrócił tylko na chwilę głowę i jego spokojne brązowe oczyska skrzyżowały się z moimi , okrągłymi ze strachu i podniecenia szarymi. Miałem wrażenie jakby rozumiał.
Upewniwszy się ze odeszli daleko, skaczę na nogi i ruszam machinalnie na pasy, mając wciąż przed oczami Ją, zamiast auta. Skutkiem jest pisk opon budzący mnie z transu i wymachujący pięścią kierowca. Jego rozzłoszczona ,czerwona twarz ,choć stanowczo nie powinna, rozbawia mnie więc chichocząc przepraszam go i docieram na drugą stronę ulicy. Cel mej wyprawy wyrasta przede mną i uświadamia pewien fakt, mianowicie że nie mam pojęcia co kupić. Z wyrazem niekłamanego wysiłku umysłowego popycham sklepowe drzwi, budząc tym samym cicho do życia dzwonek. Uprzejmy pan pyta czy pomóc coś znaleźć, ale ja już znalazłem. Mrużę oczy niepewne czy to te, ale po chwili jestem pewien. Jej ulubione waniliowe krówki. Opróżniam wszystkie kieszenie z pieniędzy i proszę o ich wartość w cukierkach. Sklepikarz z uśmiechem waży je, a ja niecierpliwie przebieram nogami. Pyta czy aż tak je lubię, na co ja że nie są dla mnie, że to sprawa wyższa. W jednej chwili jego twarz przybiera najpoważniejszy wyraz jaki kiedykolwiek zobaczyłem. On też jakby zrozumiał, bo bez słowa przesypał krówki z reklamówki do wyciągniętej z pod lady srebrnej ozdobnej torebki i wrzuciwszy jeszcze garść cukierków do środka podał mi ją mówiąc: Biegnij. Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Z impetem, znowu ożywiam dzwonek ,który tym razem głośno wyraża złość.
Znam drogę do Jej mieszkania na pamięć, więc nawet nie zauważam kiedy stoję przed Jej drzwiami dysząc , z radością i niepewnością w sercu. Piesek informuje Ją, o mojej obecności pod drzwiami, szybkim szczekaniem. Otwiera drzwi, nic nie mówię, tylko unoszę torebkę, a jej uśmiech i ręka wciągająca mnie do środka wygania niepewność i utwierdza mnie w przekonaniu, że spontaniczne decyzje są najlepsze.
India Bogusławska
Kamień
Trzy dni i trzy noce maszerował pewien człowiek. Znalazł podczas swej wędrówki wiele ciekawych przedmiotów. Na wstępie należy oczywiście zaznaczyć, że ten człowiek nie jest wcale podróżnikiem. Zna kilka dróg do miasta ze swojej wsi i na tym jego geograficzne umiejętności się kończą. W dodatku jego obeznanie w terenie, pamięć i znajomość kierunków geograficznych, jak i sposoby na ich rozpoznawanie nie są jego mocną stroną. W sumie słabą stroną też nie są. Jest beznadziejny z geografii. No ale powracając do tematu tajemniczej wędrówki należy zwrócić uwagę na to, że nie jest to zwykły człowiek. Jest on pisarzem. Jak wiadomo tacy ludzie mają inny sposób patrzenia na świat. My widzimy jabłko, a on widzi w nim robaczka, trzy paproszki oraz wiele, wiele innych rzeczy niewidocznych zwyczajnym okiem. Jego wyobraźnia pracuje tak mocno, że jego mózg się „przegrzewa” i pisarz zaczyna, na przykład gadać od rzeczy. Temu artyście natomiast się nagle coś ubzdurało i ruszył na wyprawę w nieznane. Bez mapy, większej ilości pieniędzy i ciepłej odzieży po prostu wyszedł z domu nawet go nie zamykając. Trzasnął drzwiami i poszedł. Pierwszym znalezionym przez niego przedmiotem był kamień. Zwykły szaro-bury, ale jednak wyjątkowy. Albowiem musiało w nim siedzieć coś innego niż tylko skała, gdyż nasz wielki pisarz nadał mu imię i traktował jak przyjaciela. Żalił mu się, opowiadał dowcipy, jednym słowem dobrze się bawił. Drugim znaleziskiem okazał się drut. Miedziany, pół metrowy drucik leżał na polnej drodze. Nasz bohater podniósł owy przedmiot i owinął go wokół kamienia. Trzecim skarbem była szmatka. Zwykła biała szmatka z bawełny zdobiona czerwoną kratką. Była ona trochę brudna, ale pisarz wyprał ją w strumyku. Tak mu minął dzień pierwszy. Budząc się biedak prawie popłakał się z żalu. Nie było nigdzie jego kamienia. Przecież kamień mu nie uciekł. W dodatku ten był wyjątkowy. Miał ten kamień przecież wspaniałą obrożę wykonaną z drucika, a na noc przykryty został wspomnianą szmatką. Rano szmatka została, ale kamyczka już nie odnalazł. Maszerował przed siebie pogrążony w smutku, aż tu nagle przed nim pojawił głaz. Wielki ciemnoszary głaz. Niestety naszemu bohaterowi nie udało się przenieść go w inne miejsce, więc został wraz z głazem tam, gdzie wcześniej on leżał. Leżeli tak razem pół dnia. Znowu opowiadając skale wiele historii wyglądał na bardzo szczęśliwego. Coś go nagle tchnęło. Wyskoczył jak Filip z konopii i pobiegł w las. Ciągle biegł. Mijał ludzi idących ścieżką, jadących na rowerach. Przed jego oczami pojawiła się wolna przestrzeń. Czuł, że to czego mocno pragnie jest naprawdę niedaleko. Wyskoczył. Z wielkim impetem wbił się w taflę wody zbiornika wodnego koło kamieniołomu. Nurkował. Schodził coraz głębiej i głębiej. Powoli zaczynało mu brakować tchu, lecz on nurkował głębiej. Kamień owinięty drutem. Chwycił go w rękę, lecz nie wynurzył się na powierzchnię. Chwycił za pal wbity w ziemię pod wodą i został tam. Zatkały mu się uszy, ale nadal tam siedział. Został z kamieniem i szmatką, siedząc po turecku. Teraz naprawdę był szczęśliwy.
Michał Konarski
Niepokój w spokoju
Nogi wystukują w zegar
Twoje przybycie nagłe
Oczy rozbiegane
Biegają
Od twarzy twej wykrzywionej w grymasie szczęścia
Do rąk przekrzywionych w spokojne ułożenie.
W twym spojrzeniu zalęgły się robaki.
Widzę je, a ty próbujesz zakryć ich istnienie-
Nie zakryjesz
Przecież od lat wielu ludzie wrzucają tam
Swoje robaki .
Mętlik nie zaczyna się w mej głowie
Niepokój następuje gdy trzymam
W uścisku twą dłoń Ciepłą a jednocześnie taką lodowatą
Julia Wabik