KRÓLOWA KARKONOSZY ZDOBYTA

Ależ pogoda nam się trafiła – Cu ! – do ! – wna ! Lato w pełni, choć w kalendarzu 6 czerwca. Nawet najwyższe partie Karkonoszy nie przynosiły ulgi w upale. Pot rzęsiście zraszał czoło przy podejściu z Przełęczy Okraj (1046 m) na Kowarski Stół. Jedyne ochłodzenie na trasie przyniosła wizyta w czeskim schronisku „Jelenka”. Im wyżej tym goręcej. Słońce w zenicie, tak, że kosówka wcale nie rzucała cienia. Za to, nie przesłaniała imponujących widoków. Nasza 15 – osobowa grupka z oddali wyglądała jak kolorowa dżdżownica wijąca się w morzu zieleni. Ostre i kamieniste podejście na szczyt i … mrowie ludzi wokół. Wszędzie kolejki i gwar – istny cyrk. Szybko dokumentujemy pobyt pieczątką (kilkuosobowa kolejka do przebierańca Krkonosa) i fotką i spadamy…. Zero klimatu, magii gór i tym podobnych rozkoszy. Zalew ludzi i co za tym idzie: lody, zapiekanki, frytki, cepelia z ciupagami i chińszczyzną, plastikowe opakowania i zachowania ceprów – niedzielnych turystów powodują, że chce się uciekać. Schodzimy czerwonym szlakiem w potoku ludzkim, mijani przez podobną ludzką strugę, z tym, że ta wijąca się pod górę dyszy, sapie, wytrzeszcza oczy z wysiłku i nie przestaje gadać, gadać i wydobywać z siebie stóg potu i wyziewów. W Schronisku „Śląski Dom” zabrakło wszystkiego poza ludźmi…. Schodząc obserwujemy, jak ludzka rzeka dzieli się. Jej wydatna część odbija w prawo i stacza się ku górnej stacji wyciągu na Kopę. W stronę „Strzechy Akademickiej” podąża mniejsza część lawy, lecz przy samym schronisku potok znów burzy się i wzbiera bo zasilany jest tymi, którzy przyszli z Kopy dowiezieni tam przez wyciąg, lub dotarli drogą jubileuszową. Niestety dojście do wody górnego stawu i szlak przy potoku zamknięty. Może i dobrze. Co by to było, gdyby ta ludzka masa zaczęła sobie moczyć opuchnięte i upocone stopy w rezerwatowej polodowcowej krynicy. Udało się, jednak znaleźć ukojenie. Zaciszne miejsce nad strumieniem, gdzie szlaki odchodzi na Pielgrzymy, nad szemrzącym ruczajem, w cieniu sosen i świerków i przy zapachu żywicy i igliwia. Bosko. W dobrym nastroju docieramy do Świątyni Wang. Jeszcze krótkie zwiedzanie, chwila zadumy nad mogiła Tadeusza Różewicza i żegnamy się Królową Karkonoszy, która mruga nam na pożegnanie. A może to slońce błyszczy w onach „latającego spodka” na szczycie…. Górom cześć.

ZC

Loading